wtorek, 30 września 2014

Zarabiamy 4 razy mniej od Niemców na własne życzenie?

Czy zastanawiałeś się dlaczego niemiecka sprzątaczka zarabia aż 4 razy więcej niż polska? Dlaczego za posprzątanie tej samej powierzchni dostaje o niebo większe pieniądze? Podobnie budowlańcy, inżynierowie, dziennikarze, bankowcy i można wymieniać długo. Odpowiedź jest bardziej prosta niż ci się wydaje.

Jakie znasz polskie znaczące marki? Jakie znasz niemieckie znaczące marki?
Czy już znasz odpowiedź? Na początku lat 90 byliśmy tak spragnieni kolorowego świata, że braliśmy nawet parę dżinsów za miesięczną wypłatę. Zalały nas marki Adidas, Puma, Mercedes, BMW, Opel, Siemens, Grundig, Bayer oraz tysiące innych nie tylko Niemieckich. Oglądaliśmy ogłupiające teleturnieje i seriale. Tak bardzo byliśmy zmęczeni starym systemem, że podobało nam się wszystko co nie polskie. Podam mówiącą wszystko prawdziwą anegdotę: polski król rowerów Zbigniew Sosnowski obecnie właściciel firmy Kross dogadał się wtedy z polskim producentem rowerów Rometem, że kupi od nich rowery, które nie chciały zejść. Co zrobił po zakupie? Markę Romet przemalowano na zachodnio-brzmiący napis: voyage i rowery rozeszły się jak ciepłe bułeczki...

Dlaczego kupując zagraniczne towary zarabiamy coraz mniej? No i dlaczego zarabiamy cztery razy mniej niż Niemcy. Napiszę upraszczając, obiecuję, że rozwinę myśl w kolejnych wpisach.
Jest pewna liczba pracujących Niemców. Czym mniej bezrobotnych tym więcej trzeba płacić zatrudnionym - robi się rynek pracownika. I tak np. Siemens zatrudnia w Niemczech ponad 100tyś ludzi, głównie wysoko wykwalifikowanych inżynierów. BMW zatrudnia kolejne 100tyś ludzi i tak kolejne firmy wyczerpują większość rąk do pracy. A więc trzeba dobrze płacić. Ale skąd wziąć pieniądze? No od Polaków na przykład! Niemcy bardzo dokładnie projektują daną rzecz, potem produkują, robią sobie dobry PR na cały świat i jak trzeba potrafią dać łapówkę. Pokażę prosty case study.

Niemcy zrobią pralkę. Projekt, testy części, wytrzymałości, wygląd, niech kosztują łącznie 10 milionów euro. Jest to koszt wysoki gwarantujący jakość, ale jednorazowy. Potem jest już tylko sprzedaż. Na własnym podwórku niech sprzedadzą 100tyś sztuk z zyskiem 50 euro na każdej. Brakuje jeszcze 5 milionów, żeby wyjść na zero. Co robić? Eksport! Trzeba zainwestować w reklamę w innych krajach, kupić trochę prasy, zapłacić za serwis, więc powiedzmy na każdej sprzedanej zagranicą niech zarobią 25 euro. Tyle, że za każdym razem jest to 25 euro czystego już pieniądza po sprzedaniu 200 tysięcy sztuk zagranicą. Koszty zostały już poniesione, teraz firma na życzenie produkuje tak, że na każdej pralce zarabia 25 euro brutto. 200 tysięcy sztuk może połknąć sama Polska z Ukrainą. A teraz wielka tajemnica. Niemcy sprzedają łącznie zagranicą od kilkunastu do kilkudziesięciu razy więcej niż u siebie. Tak więc często produkt tylko u nich by na siebie nie zarobił i od razu wszystko jest budowane z myślą o eksporcie. Idąc dalej: pralki sprzedały się przykładowo w UE poza Niemcami w liczbie miliona sztuk. Co to oznacza? Że po opłaceniu kosztów firma zarobiła brutto na produkcji pralek: (5mln Niemcy + 25mln UE - 10mln koszt początkowy = 15mln euro) brutto.  Jeśli brutto to oznacza, że pieniądze trafią do ich budżetu, a to z kolei, że jak w pięciogwiazdkowym hotelu zobaczysz niemiecką starszą panią to już wiesz skąd ma taką dużą emeryturę. Od nas, od nas biedniejszych. Sami daliśmy. I tak funkcjonuje świat rozwinięty. Wpatrzeni w bóstwo, zmaglowani reklamą biedniejsi bogacą bogatszych.

 A Polskie "pralki" leżą w magazynie, a Jan pobiera zasiłek z naszych pieniędzy, bo nie ma pracy. A skąd ma być jak kochamy wszystko co zagraniczne? Kolejny Jan szczęśliwie zarabia 1500 złotych, bo Janków na ryku pracy jest mnóstwo więc pracodawca nie zapłaci więcej (tak jest wszędzie). A dlaczego jest bezrobocie? Bo Jan zamiast u Polaka kupuje u Niemca czy Francuza.
Każdy Hans miałby ogromne opory psychiczne z kupnem czegokolwiek z polski w swoim sklepie. Oni wolą założyć, że made in germany jest zawsze lepsze, nawet jak 2 razy droższe.

Podsumowując: Mnogość wielkich marek w Niemczech powoduje niskie bezrobocie, więc pracownikom w korporacjach trzeba dużo płacić. Oni potem wydają na fryzjera, lekarza, malarza czy sprzątaczkę całkiem dużo, bo takich zwodów też jest stosunkowo mało - dlatego granice były dla nas tak długo zamknięte (nasze są mile otwarte dla wszystkich). Duże marki mogą więcej płacić, bo raz zrobiony produkt sprzedają na całym świecie. Często nawet kupują od nas np. turbiny, robią cenę razy dwa, dodają swoje logo i sprzedają w świat. Wszystko dzięki swojej dobrej reputacji budowanej latami. Jednak bez innych państw do których eksportują - gospodarka Niemiec posypałaby się jak domek z kart. Niemcy są uzależnione od eksportu do takich krajów jak Polska.

Czy mamy szansę, aby w 10 lat dogonić Niemcy w zarobkach? Mamy! Napiszę o tym w następnych wpisach. Recepta jest naprawdę prosta. Chcesz czy nie?